Miało nam się jeździć kolejami szybciej, taniej i bardziej komfortowo. Na razie jest dużo zamieszania, ale pojawiły się też światełka w tunelu.

Opole. Z koleżanką, która dopiero co przyleciała z Anglii, kupujemy bilety na pośpieszny (to było jeszcze wtedy, gdy takie pociągi jeździły po Polsce – dziś nazywają się TLK). Monika wyciąga kartę płatniczą. Kasjerka wyraźnie zdenerwowana puka palcem w szybę.

– Napisane jest, że jak się chce płacić kartą, to trzeba powiedzieć wcześniej. Po wydrukowaniu biletów nic już się nie da zrobić – irytuje się kobieta. Rozkładamy ręce. Dotychczas w sklepie nikt nie kazał mi zawczasu informować, czym będę płacić. Kartka wisi nad głową wśród wielu innych. Komu chciałoby się ją czytać?

Koleżanka żartuje na odchodnym, że chciała jeszcze poprosić kasjerkę o wypłatę pieniędzy. W Anglii nawet w najmniejszym sklepie, płacąc kartą, można przy okazji zażądać wypłaty gotówki, tak jak z bankomatu. W Polsce w niektórych miejscach też już jest to możliwe.

Dopłata do biletu niemożliwa

Wrocław. Początek grudnia. Tuż przed zmianą rozkładu jazdy. Trudno dociec, o której godzinie mam najbliższy pociąg do Opola. Na tablicy nad kasami napisane jedno, na planszach w przejściach podziemnych – co innego. Do informacji megakolejka, a kasjerka lojalnie uprzedza, że sama nie wie, które dane są prawdziwe. Decyduję się na bilet na pociąg osobowy, bo wyświetlają go na tablicy odjazdów.

Wychodzę na peron. Głośniki dudnią, że podjeżdża interregio do Krakowa przez Opole. Co to jest to interregio, pojęcia nie mam, ale koniec języka za przewodnika. Konduktorka tłumaczy, że nie zatrzymuje się na wszystkich stacjach, więc jedzie szybciej niż osobowy. Pytam, czy mogę dopłacić do biletu.

– Nic z tego – pozbawia mnie nadziei. – Proszę szukać swojego pociągu. Może stoi w innym sektorze na tym peronie – radzi pani już nieco zniecierpliwiona moimi pytaniami.

Faktycznie, po kilku minutach gorączkowego biegania po peronie, bo odjazd tuż-tuż, znajduję skład, na który kupiłam bilet. Niewiele różni się od interregio, też bez przedziałów, no, może bardziej odrapany niż tamten. Po czasie dowiaduję się, że konduktorka nie miała racji, bo interregio i osobowe to pociągi tej samej spółki – Przewozy Regionalne – i jak najbardziej mogłam pojechać tym pociągiem, dopłaciwszy do biletu.

Rewolucja na kolei

Podział przewozów pasażerskich na spółki (Przewozy Regionalne, które z nazwy wyrzuciły PKP) i PKP InterCity – to dwie główne, a oprócz tego są jeszcze m.in. koleje mazowieckie i prywatny przewoźnik Arriva w woj. kujawsko-pomorskim) spowodował niezłe zamieszanie w głowach pasażerów.

Zniknęły pociągi pośpieszne. Dziś ich rolę pełnią Tanie Linie Kolejowe. Przed zmianą w TLK konieczne było wykupienie miejscówki, podobnie jak w ekspresach. Dziś tego warunku już nie ma. Konkurencją dla TLK są interregio, należące do Przewozów Regionalnych. To te, które jadą szybciej, bo nie zatrzymują się na każdej stacji. Dzięki temu różnica w czasie podróży między TLK a interregio, przynajmniej na niektórych trasach, jest niewielka – np. z Kielc do Opola przez Częstochowę.

Za to różnica w cenie już tak: kilkanaście złotych taniej na korzyść interregio w drugiej klasie. Fakt, że nie ma w nich przedziałów, tylko składy takie jak w osobowych, a co się z tym wiąże – nie ma też pierwszej klasy.

Robert Wyszyński, znawca i miłośnik kolei oraz koordynator Obywatelskiego Komitetu Obrony Kolei na Opolszczyźnie, ocenia, że między tymi dwiema firmami: PKP InterCity i Przewozy Regionalne zrodziła się konkurencja, która jak najbardziej służy pasażerom.

– I dzieje się to wbrew intencjom ustawodawcy, który chciał ratować państwowe PKP i zamiast prywatyzować, skomunalizował przewozy regionalne przekazując je samorządom – zaznacza Robert Wyszyński. – Podczas gdy lepszym modelem byłoby ogłaszanie przetargów na obsługiwanie przewozów na poszczególnych liniach. To stworzyłoby pole do powstawania prywatnych przewoźników, konkurencja byłaby jeszcze większa, a skorzystałby na tym klient.

Wyszyński podaje jako przykład Niemcy, gdzie działa ponad 30 pasażerskich przewoźników.
Tymczasem mamy dwie firmy, które jednak stanęły do rywalizacji o pasażera. Na przykład TLK wprowadziły od stycznia tzw. bilety fioletowe, dzięki którym przejazd może być tańszy niż w pociągach regionalnych.

Wyszyński, który dotychczas wielokrotnie krytykował działania samorządu województwa, obecnie współwłaściciela kolei regionalnych, teraz je chwali.

– Urząd marszałkowski postarał się o nowe szynobusy, czym dał znać pasażerom, że mu na nich zależy – podkreśla. – Częstotliwość kursowania pociągów, np. między Brzegiem a Opolem, jest większa niż między Brzegiem a Wrocławiem. Udało się reaktywować linie między Kluczborkiem i Opolem oraz Brzegiem i Nysą. Opolski samorząd dopłaca też dużo mniej do przewozów niż inne województwa. Podczas gdy u nas jest to 11 zł za km, to np. w Świętokrzyskiem 23 zł. Ale to nie znaczy, że jest idealnie…

Kto chce jechać 30 km na godzinę

Andrzej Kasiura, członek zarządu województwa, który w urzędzie marszałkowskim odpowiada na sprawy kolei, uśmiecha się z zadowoleniem na te komplementy.

– W tym roku dopłacimy do przewozów 37 mln zł, podczas gdy spółka w regionie potrzebuje około 70 mln zł. Deficyt jest więc duży – przyznaje. – Chcielibyśmy ograniczać dofinansowanie. Nasz przepis na zrealizowanie tego celu to podnoszenie jakości usług. Dlatego w tym roku kolejne 18,5 mln zł przeznaczymy na kupno taboru.

Liczymy na to, że pasażerowie docenią to i będą coraz częściej korzystać z usług Przewozów Regionalnych. Choć oczywiście wiele zależy też od czynników, na które nie mamy wpływu. Bo jeśli prędkość na niektórych liniach wynosi 30 km na godzinę, to żadną konkurencją być nie możemy…
Jego zdaniem modernizacją najważniejszych szlaków kolejowych powinien zająć się rząd, bo można je porównać do dróg krajowych, które utrzymuje państwo. Tyle że te są z żelaza.

Pełen luksus

Ekspres InterCity „Górnik” z Warszawy do Wrocławia. Obsługa rozwozi darmową kawę, herbatę, napoje i ciasteczka. Wagony czyste, z możliwością podłączenia laptopa do gniazdka przy każdym siedzeniu, klimatyzowane, ciepło, choć za oknem zamieć. Nie trzeba siedzieć w futrze albo dla odmiany rozbierać się do rosołu, jak za bardzo przygrzeją. Na elektronicznym wyświetlaczu pokazuje się prędkość pociągu – 160 km/h.

Nieźle, choć na trasie z Frankfurtu do Kolonii pociąg tej samej klasy rozpędza się do prawie 300 km/h. W wagonie jest przestronna toaleta dla niepełnosprawnych z białym papierem toaletowym i specjalnie wydzielony przedział dla matek z dziećmi.

Bilet u konduktora można kupić, płacąc kartą. Szkoda tylko, że takie luksusy nie są na każdą kieszeń. Bilet z Warszawy do Opola z miejscówką kosztuje 111 zł.

– Kiedy autorzy analizy, którą przeprowadzono w branżowym czasopiśmie, porównali ceny biletów do średnich zarobków w Polsce i Niemczech, to okazało się, że w Polsce jest drożej – komentuje Robert Wyszyński. – Ale i u polskich przewoźników można znaleźć atrakcyjne cenowe oferty, np. gdy kupujemy bilety z dużym wyprzedzeniem albo regiokarnet.

Edyta Hanszke

Źródło: NTO

Tytuł pochodzi z wersji papierowej NTO (tytuł z wersji internetowej: Pasażer kontra PKP – zamieszanie na kolei)