Antypress, 22 września 2009
Na ścianie budynku stojącego nieopodal stacji kolejowej Rzepin właściciel umieścił trzy białe tabliczki z napisem: zakaz szczania. Tak wita Europejczyków PRL.
Nie, nie pomyliłem się: wita Europejczyków Polska Rzeczpospolita Ludowa, kraina, od której odległość powinniśmy mierzyć już w tysiącach lat świetlnych, a która przypomina o sobie już w pierwszym zderzeniu z Polską.
W ramach ekstremalnego kolejowego „kółeczka” przez siedem dni przejechałem europejskimi pociągami na liniach dużych prędkości dystans ponad 9 tysięcy kilometrów: Niemcy, Belgia, Holandia, Anglia, Francja, Hiszpania, Włochy… Skacząc z pociągu na pociąg, z peronu na peron, jadąc łącznie około 90 godzin zaliczyliśmy raptem 27 minut spóźnienia. Przejście w Berlinie Hauptbahnhof do pociągu Berlin-Warszawa Express było przejściem od cywilizacji do epoki kamiennej. I nie symbolizuje tego przejścia żadna z tabliczek na budynku w Rzepinie, symbolizuje go ten polski pociąg: o ileż brzydszy, starszy, gorszy, wolniejszy. Nie z winy kolejarzy – chcę zaznaczyć – bo to nie oni decydują o kierunkach i finansowych źródłach rozwoju swojej firmy.
Na dworcu Atocha w Madrycie, w którym wsiada się do pociągu AVE jadącego z prędkością 300 km/h w kierunku Barcelony, popatrzyłem na nieśpiesznie poruszających się Hiszpanów, myśląc – czym ci ludzie różnią się od nas? Są lepsi, mądrzejsi, są w czepku urodzeni, mają więcej pieniędzy, rozumu, rozmachu? Przecież nie! Dlaczego więc to u nich wsiadam do szybkiej kolei i dystans 505 kilometrów pokonuję w czasie 2 godziny i 38 minut? W Polsce, na podobnej trasie z Warszawy do Szczecina jechałbym pięć godzin… A to przecież i tak całkiem niezła trasa; każdy kto wybrał się koleją z Trójmiasta do Warszawy, ten wie.
Co nas różni? Odpowiadam sam sobie: różni nas stosunek do wyzwań cywilizacyjnych. Oni, w Hiszpanii, rozumieją, że nowoczesny transport to nie tylko ekstremalnie wysoka jakość podróży, ale przede wszystkim wielkie przedsięwzięcie modernizujące państwo. Miliardy euro zainwestowane w kolej to dźwignia dająca przychody tysiącom przedsiębiorstw, pracę dziesiątkom tysięcy ludzi i pożytek milionom. Rzucają wielkie wyzwania i robią wszystko, by im sprostać!
Proszę mi pokazać choć jeden taki modernizacyjny projekt w Polsce, choć jeden w minionym dwudziestoleciu! I nie mówię wyłącznie o kolei. Energetyka, górnictwo, transport, chemia, przemysł zbrojeniowy – wszystkie dziedziny zmonopolizowane przez państwo karmią się „sztukowaniem”. Tu się zaklepie, tam podrasuje, załata, tu się coś przemaluje, tam jakiś kawałek autostrady, tam nowa maszyna, żadnych wielkich, dynamicznych politycznie i publicznie przydatnych wyzwań w megaskali. Żadnego: dosyć, dłużej tak się nie da! Żadnego: my to zrobimy!
W Hiszpanii, kraju powierzchniowo większym niż Polska, politycy przyjęli założenie, że z każdego miasta do stolicy będzie można dojechać w czasie krótszym niż 4 godziny. Chcieli zbliżyć ludzi, firmy, miasta. I robią to!
Zaraz oczywiście odezwie się grono malkontentów, że najpierw trzeba naprawić to, co już istnieje, wyremontować istniejące linie kolejowe, drogi – i tu się częściowo zgadzamy. Trzeba naprawiać. Ale to jest tak samo jak z rolnikiem i kosą: może ją klepać i ostrzyć latami, zawsze będzie mu przydatna, choć do prawdziwych żniw użyje jednak kombajnu. Politycy decydujący o rozwoju kolei w Polsce ciągle klepią kosę, nie chcą nawet myśleć o kombajnie.
W dyrektywach unijnych dla transportu przewidziano, ze nakłady inwestycyjne na infrastrukturę będą miały następującą proporcję: 60 procent nakładów na drogi, 40 procent na kolej. W naszym kraju te proporcje mają się jak 94:6. Inwestując w takim tempie nigdy nie przejedziemy się polskim TGV, nie skrócimy do półtorej godziny czasu przejazdu pomiędzy głównymi miastami, nie przeniesiemy Polaków z dróg do nowoczesnych pociągów, nie damy im poczucia bezpieczeństwa, komfortu, najwyższej jakości obsługi. Nawiązując do wczorajszego Kutza, oceniającego stan górnictwa: będziemy tu mieli Azję, nie Europę.
Z takim przesłaniem rozpoczynam moją prywatną kampanię – lobbying na rzecz przyśpieszenia budowy kolei dużych prędkości (KDP) w Polsce. Żeby nie mieszać wątków na tym blogu z akcją na rzecz KDP, uruchamiam nowy, równoległy blog wyłącznie poświęcony losom tego przedsięwzięcia. Jak tylko się ogarnę, znajdziecie tu link do niego.
A poza tym – miło wrócić, jak zawsze. Choć gdy czytam te opisy wariactw dziejących się w otoczeniu TVP, jak widzę pląsy prezydenta bardzo a’propos w czasie żałoby, jak czytam o „nowych” kandydatach na prezydenta (Kwaśniewska, Cimoszewicz…), to myślę, że może lepiej jest nie wiedzieć, nie czytać polskiej prasy, nie mieć dostępu do sieci, żyć jakoś wolniej, spokojniej, z dala… Choć ja akurat wolno w ostatnim tygodniu nie żyłem. ;-)
Jacek Prześluga
Źródło: Antypress
Podoba mi się odwaga i bezkompromisowość pana Jacka Prześlugi.
To ma być poważna rzecz. Szeroki obywatelski projekt ustawy ponad podziałami, poparty merytoryczną dużą akcją propagandową (medialną) w sensie popularyzacji pomysłu na przyspieszenie realizacji projektu KDP.
Całość poparta 12 godzinnym materiałem filmowym nakręconym w całej Europie (oczywiście skróconym do odpowiednich rozmiarów dla potrzeb polityków, samorządowców, pasażerów itp.)
Projekt ustawy wymaga zebrania 100 tys. podpisów – mocna rzecz! Trudna, ale nie niemożliwa, biorąc pod uwagę doświadczenie Prześlugi w realizacji takich projektów.
W tej chwili przygotowywana jest strona internetowa: http://www.szybkakolejTAK.pl. O wszystkim będziemy informować, ponieważ włączamy się w tą społeczną akcję – m.in. pomagając zebrać odpowiedni materiał.
Czas na KDP!