NTO, 5 marca 2008

Na przeszkodzie rozwoju polsko-czeskich połączeń kolejowych stanął dekret z 1948 roku. Nie wiadomo, co będzie z przystankiem w centrum Głuchołaz.

To jakiś absurd! – denerwuje się Edward Szupryczyński, burmistrz Głuchołaz. – Dziesięć lat walczyliśmy o utworzenie przejścia kolejowego na granicy. Teraz kiedy granice zniknęły, zrobienie przystanku w śródmieściu przy ul. Powstańców Śląskich jest prawie niemożliwe przez komunistyczny dekret. Paranoja!

Dekret podpisany przez Bolesława Bieruta i prezydenta ówczesnej Czechosłowacji mówi o tym, że czeskie koleje mogą korzystać z polskiego odcinka torów aż do stacji w Głuchołazach na zasadzie tranzytu. Wsiadać ani wysiadać do pociągu jednak nie wolno. Wprawdzie dwa lata temu podpisano notę dyplomatyczną, dzięki której przejście kolejowe zostało otwarte, ale dotyczy ona tylko i wyłącznie dworca oddalonego od centrum o 2,5 km.

– Chcieliśmy uruchomić też maleńką stację w śródmieściu, żeby ludziom ułatwić podróż i ożywić ruch turystyczny. Bo zawsze to wygodniej wsiadać i wysiadać w centrum niż na peryferiach – tłumaczy Piotr Chrobak z głuchołaskiego wydziału planowania, rozwoju i pozyskiwania funduszy.

Przystanek miał być otwarty w wakacje. Znalazły się pieniądze na remont wiaty i całego peronu, ale kolejarze przypomnieli sobie, że bierutowego dekretu z ubiegłego wieku nikt nie zniósł. Turyści i mieszkańcy chcąc dostać się do Czech, będą więc musieli przespacerować się najpierw 2,5 km na dworzec.

– Nie możemy nic zrobić – mówi Piotr Krywult, zastępca dyrektora do spraw eksploatacji Zakładu Linii Kolejowych w Opolu. – Przecież nie obalę międzynarodowej konwencji. Jak będzie nota rządowa to w 12 godzin możemy zrobić tam przystanek.

Samorządowcy z Głuchołaz czekają teraz na oficjalne pismo od PLK w sprawie przystanku i bierutowego dekretu. Jak już je będą mieli, to wystąpią do ministerstwa o zmiany w przepisach.

Ale pismo gdzieś zaginęło. W Opolu twierdzą, że jeszcze nie dostali go z Warszawy, a w biurze prasowym warszawskiego PLK odsyłają do Wrocławia. Tamtejszy dyrektor jednak uważa, że przez jego ręce żaden dokument nie przechodził i radzi pytać w Opolu. A najlepiej w Warszawie.

Komentarz
Sama nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Od dwóch miesięcy jesteśmy w Schengen, od kilku lat w Unii, a 19 lat temu zmienił się nam ustrój. No ale wygląda na to, że bierutowe dekrety pierestrojkom się nie dają. Diabli wiedzą kogo winić za bałagan – rząd, że nie zmienił konwencji, kolejarzy, że wcześniej nie zauważyli, czy samorządowców, że się nie domyślili. Bierut przewraca się w grobie ze śmiechu, a my? My dusimy się w oparach absurdu. Klaudia Bochenek

Klaudia Bochenek

Źródło: NTO