Z Jackiem Prześlugą, prezesem PKP Intercity w latach 2005-2006, menedżerem, marketingowcem, obecnie właścicielem dwóch agencji reklamowych, rozmawia Robert Wyszyński.
Robert Wyszyński: Wpisał się pan w historię rozwoju polskiej kolei jako postać niemal kultowa – to nie ulega wątpliwości. Dokonał pan przełomu. Pasażera traktował jak klienta, którego należy hołubić i pieścić, gdyż, cytuję pana, to z jego biletów pracownicy spółki otrzymują pensję. A pracowników traktował jako partnerów – ucząc się od nich kolei, zbierając doświadczenia, a nie traktując jedynie jako podległych szefowi „niewolników”.
Komentatorów i miłośników uważał niemal za znajomych, konstruktywnych krytyków czy nawet przyjaciół kolei. Aktywnie uczestniczył w dyskusjach na różnych branżowych forach internetowych – do dziś zresztą tak jest. „Zakoleił” się pan na kolei. To był szok na zakonserwowanej „niedasizmem” PKP. Fajnie było być prezesem PKP Intercity? Proszę przypomnieć swoje dokonania i porażki. Co się panu udało, a czego dokończyć pan nie zdążył lub nie mógł?
Jacek Prześluga: Namawia mnie pan na kombatanckie wspomnienia, a ja nie czuję się kombatantem, tak samo, jak nie czułem się kolejarzem. Kolejarzem jest szef PLK, Zbigniew Szafrański, człowiek, którego podziwiam za olbrzymią wiedzę kolejową. Byłem w PKP szarą, marketingową komórką do wynajęcia i dzięki Andrzejowi Wachowi, który nie bał się związanego ze mną ryzyka, miałem wielką przyjemność dołożyć skromną cegiełkę do sanacji kolei.
Przeczytaj całość wywiadu (PDF)
Źródło: Rynek Kolejowy