Nie napisać nic o imprezie racławickiej, nie wspomnieć o jej organizatorach – to zbrodnia. Tym bardziej po dwóch tygodniach, kiedy ma się jakiś dystans do tych skwarów, jakie panowały podczas kolejowego pikniku w Racławicach Śląskich.
Nie dziwię się zeszłorocznym i wcześniejszym achom i ochom, bo całokształt tej imprezy jest rzeczywiście zupełnie niepowtarzalny: obszerny klimatyczny obiekt stacyjny; bardzo dobra organizacja i sympatyczni gospodarze tylko w tym wrażeniu utwierdzają. Ogrom wykonanych głównie społecznie prac wręcz poraża, jeśli ktokolwiek ma choćby odrobinę wyobraźni – samo się nie zrobiło! Tyle że prawie nikt z przyjezdnych i przychodnych nie mógł zobaczyć CAŁEGO ogromu tych prac ze względów „oczywistych”, to znaczy ZAKAZU wjazdu na Wielki Most wszystkiego, co rusza się po szynach. Jako organizatorowi być może w „dobrym tonie” byłoby trzymać gębę na kłódkę, ale – Panowie z PLK – nie jestem współorganizatorem tej imprezy i może dobrze (a tolerancję Staszka oraz innych nieustannie podziwiam). Ale może o tym potem…
Proszę się na mnie nie gniewać za to, że za głównego hita – mimo wszystko – uważam znakomitą wycieczkę czeską wąskotorówką Tremesna-Osoblaha, wszak był to fragment racławickiej imprezy słusznie nazwanej: „Koleją po polsko-czeskim pograniczu”. Tyle że tym razem więcej tego jeżdżenia było po Czechach, niż po Polsce. Muszę się przy tym pochwalić, że – kiedy kolega Paweł (ach dzięki Ci dobry człowieku za kasetowy ratunek!) powstrzymywał na drodze autokar z polska wycieczką, mnie przypadło w udziale „powstrzymać” odjazd czeskiego parowego vlaku – i nawet chyba mi się łamanym czeskim udało (vlak odjechał ok. 20 minut opóźniony, ale za to z całą polską wycieczką). Dobra – to takie trochę żarty: Czesi raczej wiedzieli że mają czekać :-) Choć ktoś – czyli ja – musiał to im potwierdzić. Tak czy inaczej satysfakcja jakaś jest!
Paradoksem jest fakt, że na tak bliskiej terytorialnie czeskiej wąskotorówce byłem po raz pierwszy – ale na pewno nie po raz ostatni! Wyremontowany parowóz U 57 oczaruje wszystkich „świrów” pary (do których się jak najbardziej zaliczam) i nie tylko ich. Toż to nie tylko pięć osi napędnych na wąskich torach, ale gracja i piękno samo w sobie; nawet brzmienie ma prawie niczym więksi parowi bracia normalnotorowi. Ciufa miażdży więc wszystkich – poza mającymi alergię na kolor granatowy. Sama stacja w Tremesnej jest styczna z normalnotorową linią Jesenik – Głuchołazy – Krnov, toteż można tam dojechać z polskiej strony pociągiem. Tłum wsiadających, a także goniących pociąg był doprawdy imponujący (kilkanaście samochodów plus zabytkowy czeski autobus). Sama zaś trasa – niezwykle kręta – ma w sobie to coś, czemu nie ma już na naszym terenie (bo w Opolskim nie ma już wąskotorówek): KLIMAT, tak ceniony przez wszelkie Mikolstwo – w tym przeze mnie. Niektóre stacyjki są nieco podupadłe, co jedynie pogłębia wrażenie realu, bo wąskotorówka, prócz walorów i kursów turystycznych, codziennie spełnia swoją role dojazdową (pociążki spalinowe – 6 par dziennie). Mijanka zaś w Śleskich Rudolticach – z wjeżdżaniem i cofaniem parowego składu, przestawianiem zwrotnic – to wręcz magiczny rytuał. Przy okazji mieliśmy tam rozkładowe 30 minut przerwy na łażenie, focenie i sfilmowanie mijanki ze składem planowym. Niektóre inne stacje są zamieszkałe i tam już panuje ład oraz porządek. Na wszystkich czekali mieszkańcy i turyści za aparatami i kamerami. Wąskotorówka momentami pędzi 40 km/h, co dla parowozu U 57 jest już „prędkością nadświetlną” normalnie ma V max 30 km/h), ale jak widać dawał radę, bo opóźniony pociąg dotarł do Osoblahy na czas. Szkoda, że w Osoblasze było tak mało czasu, ale… autokar musiał nas zawieźć na otwarcie pikniku w Racławicach. Ale kto sobie sfilmował popisowe (z wyczadem i wymiotem) cofanie w Osoblasze – to jego!
Jeśli chodzi o sam piknik, to przede wszystkim polecam relację Staszka Stadnickiego – głównego organizatora i koordynatora imprezy:
Dość trudno było pogodzić latanie z kamerką i aparatem, obfilmowanie oraz obfocenie tego wszystkiego, ale chyba się jakoś udało. Drezyną również przejechać się dało – szkoda tylko że trasa tak krótka i coś z tym trzeba będzie zrobić. Koniecznie! Panowie z PLK: to nie wypada, to nie honorowo, to nieelegancko, że kilkunastu chłopa w wyniku naprawdę ciężkiej pracy nie tylko wyczyściło Wam (w końcu to WASZE tory) całą staje, ale także aż 15 kilometrów linii kolejowej do Głubczyc, co w dodatku – jak wiemy – dość skutecznie ochroniło ją przed złomiarzami. A Wy – zamiast uzupełnić kilka blach w dużym moście – montujecie jakiś blokujący podkład do torów. Widziałem: ohyda! Dwa lata temu jakoś na most mógł wjechać 56 tonowy parowóz, rok temu wjeżdżały drezyny, a w tym… NIC! Mam wielką nadzieję, że w przyszłym roku będę miał okazję do publicznego pochwalenia działań PLK w tym względzie i bardzo na to liczę.
Prócz samych organizatorów, którzy spisali się świetnie, bardzo dobrze spisało się UMWO (udostępniło darmowo szynobus SA 134), PR się spisało również fajnie, dostarczając pojazd i obsługując go na miejscu z udostępnieniem ludzkości, łącznie z poczęstunkami i całym marketingiem kolejowym. PKP Nieruchomości – także okazały się całkiem ok., a PLK w pewnym sensie stanęły na wysokości zadania (były foldery i gadżety, był namiot PLK), ale tylko w pewnym o czym napisałem wyżej.
Teraz będzie jazda personalna. Dla niezmordowanego Staszka mega wielkie ukłony; wprawdzie znamy się „mailowo”, „akcjowo” (reaktywacja Nysa-Brzeg, Podsudecka), „artykułowo” (wywiady dla prasy) i przez tele od 4 lat, ale osobiście mieliśmy okazję poznać się dopiero teraz. Mega sympatyczny gość! Dzięki za imprę i za ciepłą gościnę – pozdro również dla małżonki. A z tym Prudnikiem i natychmiastowym skontaktowaniem z Pawłem, chłopie, to było wybawienie! Tu niskie ukłony nie tylko dla Staszka, ale również dla Pawła, bez którego zostałbym na filmowym lodzie – przez własną głupotę. Pozdrawiam pana Fryderyka, Maćka, Waldka i wszystkich z którymi miałem jakikolwiek kontakt. Na sobotniej części racławickiej imprezy był obecny dyrektor Krzysztof Wiecheć. Mało tego – tym razem również przybył wicedyrektor Sylwester Brząkała, którego pozdrawiam (rozmawiało się krótko, ale miło – fajnie). Przybył ponadto zaproszony dyrektor Piotr Krywult z PLK, a także Pani poseł Janina Okrągły. No i prężnie działał marketing, latając do ludzi i wśród ludzi z różnymi gadżetami (mam nadzieję, że nie byli to sami kolejarze :-), zaś w szynobusie, który można było zwiedzać, leżały rozkłady jazdy trasy Kędzierzyn – Nysa.
Ponadto były „parasole” pod którymi można było nie tylko schować się przed wściekłym upałem, ale także coś zjeść i wypić – punkt gastronomiczny znajdował się tuż obok na rampie. Dzieciaki – prócz drezyn i konkursów plastycznych – miały okazję poskakać sobie na gumowej skakance lub pozjeżdżać i pofikać na dmuchanych „smokach”, „dżdżownicach”, czy co to tam było (niejako miałem kłopot z identyfikacją:-). Jeżeli czegoś brakowało – bardzo brakowało – to pociągu specjalnego po stronie polskiej, choćby na krótkiej trasie. Jeśli już niechlubnie zablokowano trasę Racławice – Głubczyce, to choćby Racławice-Prudnik, o, na przykład. Ale o to akurat do organizatorów nie można mieć pretensji, bo oni w kwestii udrożnienia linii głubczyckiej zrobili więcej niż mogli i powinni!
W przyszłym roku jedziemy z Racławic do Głubczyc – taki mamy wspólny dziki plan. Pociągiem!
Tekst i foto: Robert Wyszyński
Galeria zdjęć
Pierwszych 8 zdjęć – z czeskiej wąskotorówki, pozostałe – z Racławic.
A pomyśl sobie Robert co to by było, gdyby ta kolejka czeska wjechała do Racławic. W internecie nie da się opisać tego jak to wygląda, jak to jest zorganizowane itp, także fajnie, że widziałeś na własne oczy, bo każdy kto widzi to natychmiast popiera przedłużenie do Racławic. Czesi wpisali to do swojego RPO na latach 2014-2020 także temat bardzo aktualny.
Co do nast roku to wyzwanie jest kolosalne. 135 lat kolei w Racławicach, 135 lat kolei w powiecie prudnickim, 135 lat kolei Głubczyce-Racławice Śląskie, i uwaga, najważniejsze. 135 ukończenia budowy magistrali podsudeckiej, a gdzie wbito ostatni kołek – w Racławicach :) No i do tego 90 rocznica powstań śląskich, a jesli ktoś interesuje się koleją to wie co na południu opolskiego robili powstańcy sląscy (http://raclawice.net/raclawice_slaskie/arty/2/Polskie_oddzia%C5%82y_dywersyjne_w_maju_1921_roku_na_ziemi_prudnickiej.html – Polecam). Poza imprezą Racławicką chcielibysmy jakoś kolejowo uczcić Powstańców Śląskich, może pociąg specjalny Koźle-Racławice (maj), wjazd na Most, bo przecież ten nasz duży most powstańcy polscy wysadzili robiąc ówczesnej ludności niemieckiej kolosalny problem.
Niestety, w tym roku nie było mi dane zawitać do Racławic (z powodów, które Robert i Staszek dobrze znają), choć planowałem. Rok temu byłem. Wrażenia – nie dające się opisać.
Mam nadzieję, że za rok już nic mi nie pokrzyżuje planów.
Pozdrawiam
KK
Krzyśku
To może paradoksalnie… dobrze! Bo jak Cię znam – gdybyś zobaczył ten zacny peelkowski zderzak na samiusieńkim początku oczyszczonego wieloweekendową tyrką odcinka Racławice – Głubczyce – to byś się nieco skrzywił (choćby z samego szacunku dla wykonawców tej Herkulesiej roboty).
Staszku
W przyszłym roku musi wypalić. I most i przejazd: nie ma innej możliwości. Dajmy opolskiej Peelce możliwość ZREHABILITOWANIA się za ten – nazwijmy to w końcu po imieniu – blamaż. Może nawet jakoś pomożemy w przygotowaniach. A jak, to już sobie szczegóły uzgodnimy – czasu sporo.
Co do „wjechania” do Racławic czeskiej kolejki, to również myślę dożyć tej chwili w tym wcieleniu – i super extra że Czesi wpisali to do RPO 2014-2020 (rewelacja!). Ale my – kolokwialnie mówiąc – mentalnie jesteśmy daleko za Czechami i łatwo nie będzie. Ale… kto wie?
Pewnie bym się skrzywił. Stąd trzeba zrobić wszystko, by za rok na most wjechać. I tu deklaruję -Staszku i Robercie- wszelką pomoc ze swojej strony. Musi się udać. I uda się!
Ja ze swojej strony dorzucę trzy gorsze. Mimo że mało mnie kto widział na Racławickiej imprezie, będę ją miło wspominał. Naprawdę kawał dobrej roboty wykonali od lat pracujący Ci sami! Chwała Wam! Ja powiem, że najmilej będę wspominał przygotowania, a najbardziej to wycinkę młodego lasu w kierunku Głubczyc. Kto był ten wie, że to nie lada frajda i super akcja! Nawet choćby się miało przedzierać przez 2 metrowe pokrzywy :) WARTO! Tu i teraz również deklaruję swoją pomoc w następnym roku (a mam nawet pomysł) :)
Impreza w Racławicach jak zawsze była udana, brakowało tylko naszego parowozu ale za rok jak wszystko dobrze pójdzie to może przyjedziemy znowu pod parą tym razem znacznie większym parowozem.
Co do planów na przyszły rok to mam nadzieje że uda się zrealizować choć jeden z nich o którym rozmawiamy od kilku lat.